Para trzecia. Dziewanna.
Obietnica
Było parę minut po piątej,
kiedy odzyskałem świadomość. Pierwsze co poczułem to chłodny metal wokół moich
nadgarstków. To nie miało w ten sposób wyglądać. Powinien teraz leżeć w mieszkaniu
i rozkoszować się chwilą błogości. Pewnie za pół godziny przyszłaby do mnie Abigail
i położyłaby się koło mnie. Chociaż może, jak w niektóre noce, stałaby przy maleńkim
oknie i patrzyła na nieciekawe nocą ulice miasteczka. To przerażające, że w
żaden sposób nie czuję się źle, z tym gdzie teraz jestem. Może właśnie tego potrzebowałem?
To było niczym kubeł zimnej wody, który mnie otrząsnął. Pewnie już zawiadomili
rodziców. Nie chcę zobaczyć tego rozczarowania i żalu w ich oczach. Już
wcześniej wydali na mnie zbyt dużo pieniędzy, a teraz pojawią się kolejne
terapie.
Może zacznę od tego jak to
wszystko się zaczęło, bo przesłuchania policyjne chciałbym wam oszczędzić.
Uwierzcie mi, i tak mieli na mnie wystarczająco dowodów, więc nie pozostało mi
nic innego jak się przyznać. Pewnie głowicie się do czego, prawda?
Gdyby to była historia o tym,
dlaczego sprzedałem swoich kumpli zaczęłaby się od przesłuchania. To właściwie
nie jest nawet zalążek, jakiejkolwiek historii. Myślę, że to coś w rodzaju
spisu moich przeżyć z tego ciężkiego czasu w moim życiu. Zacznijmy od osoby,
która była głównym winowajcom wszystkiego. Kobiety potrafią zawrócić w głowie.
Wyłączyła
silnik auta, ale wzrok miała nadal skupiony. Jej krótkie włosy były potargane
przez wiatr, który wpadał do samochodu przez uchyloną podczas jazdy szybę. Jej twarz
nie była już taka idealna, jak wtedy, gdy ją poznałem. Spod czarnego parasola wystawały jej kosmyki jasnych włosów. Jej
spojrzenie było nieprzeniknione, ale uśmiech na ustach wystarczająco zachęcił
mnie do zbliżenia się do niej.
Westchnąłem. Nie mogłem zrobić
zbyt wiele. Nigdy nie traktowała mnie na tyle poważnie, ile bym zechciał.
Blondynka przekręciła się na
swoim miejscu i oparła o drzwi, a rozprostowane nogi położyła na moich udach.
— Gapiłeś się – mruknęła,
przymykając oczy.
Znowu zaczynała swoją gierkę.
Kochała być w centrum uwagi. Mógłbym skłamać, kiedy powiedziałbym, że nie była
w centrum mojego, własnego wszechświata.
— Nie prawda – ułożyłem się
wygodniej na siedzeniu i spojrzałem na nią.
Jej orzechowe oczy spojrzały
wprost na mnie. Zadrżałem. Jej wzrok miał coś w sobie. Sprawiał, że czułem się
jak otwarta księga. Miałem wrażenie, że kiedy nie odpowiadałem na jej pytania,
na moim czole i tak pojawiały się odpowiedzi.
— Mason, znowu to robisz –
mruknęła, przywracając mnie do rzeczywistości.
— Zamyśliłem się.
— Ostatnio często ci się to
zdarza.
— Co złego jest w myśleniu?
— Kiedy myślisz nad czymś zbyt
dużo, stajesz się coraz bardziej przygnębiony.
— Mam wrażenie, że znasz mnie
na wylot.
— To po prostu ty otwierasz
się przede mną.
Uchyliłem lekko okno starego
pickupa, a następnie wyjąłem z kieszeni paczkę Marlboro. Zaproponowałem jednego
papierosa dziewczynie, która z wielkim entuzjazmem wyjęła go z paczki.
Spojrzałem na jej dłonie, w których trzymała zapalniczkę. Usilnie starała się
uspokoić ich drżenie, aby bez przeszkód odpalić papierosa. Modliłem się, żeby
i moje nie zaczęły dygotać. Zaciągnąłem się mocno i wypuściłem siwą chmurę,
obserwując jak Abigail robi to samo. Było w niej coś…coś takiego, co sprawiało,
że patrząc na nią, przechodził mnie dreszcz ekscytacji. Daleko było jej do
ideału, jednak miała w sobie coś wyjątkowego. Jej zachowanie, mimo że było
naznaczone wieloma wadami, które trudno było zaakceptować — przynajmniej na początku — przyciągało mnie jak magnes.
— Jakie jest twoje największe
marzenie? – zapytała, gasząc niedopałek papierosa.
— Nie mam marzeń – skłamałem.
Pamiętam jak uciekłem z domu w
pogoni za nowymi przygodami i spełnianiem najskrytszych marzeń, uciekając z
dala od problemów rodzinnych. Złapałem stopa i trafiłem do tego małego miasteczka.
Z plecakiem na ramieniu, w którym była tylko jakaś kanapka i wiara, że uda mi
się spełnić marzenia i zacząć na nowo. Kanapka trafiła do kosza w mieszkaniu
Jasona, a wiara została zamieniona na nieustające pragnienie, by czuć igłę
strzykawki w mojej żyle. Kiedy szuka mnie policja, czuję tę adrenalinę, której
mi brakowało, ale nie chciałem zyskać jej w ten sposób. Chyba już w tym
momencie pragnąłem, żeby wrócić do normalności.
— Lekceważysz mnie – zmrużyła
oczy. Zaśmiałem się, bo wyglądała naprawdę uroczo.
— Nie miałbym odwagi – miałem
ochotę złapać ją za rękę, ale nie chciałem jej spłoszyć. Mogła, wtedy pomyśleć,
że jestem jak Jason. Chciałem być dla niej kimś więcej, niż on.
— To jakie jest twoje
marzenie?
— Jakby dłużej się nad tym
zastanowić, to chciałbym zwiedzić Paryż – lekko się zarumieniłem. Wszyscy
uważali to za przereklamowane.
— Paryż? – prychnęła. –
Serduszka, miłość i zakochane pary pod wieżą Eiffla? Nie znałam cię od tej
strony.
— Fajnie byłoby płynąć Sekwaną
jak w tych ckliwych filmach, których nie oglądałaś.
— Widocznie musisz mi je
pokazać.
Zrobiło mi się cieplej na
sercu, ponieważ oznaczało to, że zagości na dłużej w moim życiu.
***
Usiadłem na zniszczonym
fotelu, z którego wychodziły już sprężyny. Jason chodził niespokojnie wzdłuż
malutkiego saloniku. Szarpał się za włosy, a ja widziałem jak korci go, by
znowu wziąć. Mnie też powoli zaczynały świerzbić ręce, ale zdawaliśmy sobie
sprawę, że nie mamy kasy na towar.
— Moglibyśmy iść na dworzec –
zaproponowałem po chwili milczenia.
Tęczówki mojego przyjaciela
spojrzały na mnie, nie błyszczały już tak jak wcześniej.
— Nareszcie ruszyłeś swoją
makówką.
Mieliśmy dwa portfele i
zegarek jakiegoś mężczyzny. Radisson ze zdenerwowaniem przeliczał ilość
pieniędzy w skradzionych portfelach.
— Dwie działki – mruknął,
masując skronie.
Wiedziałem, że reszta będzie
na nas wściekła za niepodzielenie się towarem, ale miałem to gdzieś. Liczyło
się tylko to, że za chwilę poczuję ten błogi stan.
Byłem na dnie.
***
Siedziałem w pickupie, uważnie
obserwując siedzącą na trawie Abigail. Przymknąłem na chwilę oczy, miałem dość.
Działki, które zdobyłem razem z Radissonem, podzieliliśmy między siebie. On
pozbył się swojej od razu po powrocie do mieszkania, natomiast moja dalej
ciążyła w kieszeni czarnej bluzy gdzieś na podłodze auta. Mimo mojej
poprzedniej chęci do zaaplikowania jej w swojej żyle, kompletnie straciłem na
to ochotę. Chciałem zaprzestać. Mimo drżących rąk wierzyłem, że może mi się
udać. Miałem spędzić ten wieczór, obserwując gwiazdy razem z Turner.
Wysiadłem z auta i
postanowiłem przysiąść się do blondynki. Siadłem za nią, a jej ciało się
trzęsło.
— Odsuń się – mruknęła.
Mimo słów dziewczyny i stanu,
w jakim była, przysunąłem się bliżej jej drobnego ciała i objąłem je ramionami.
Z oczu blondynki płynęły słone łzy, jej oddech był płytki, a ona dalej się
trzęsła.
Odsunąłem się od niej i
wstałem na równe nogi, stanąłem przed przyjaciółką i wyciągnąłem w jej stronę
dłoń. Oczy Turner spojrzały na mnie, a przez moment mogłem wyczytać z nich
przerażenie całą tą sytuacją. Jednak po chwili chwyciła moją dłoń i sama
również wstała. Pociągnąłem ją w stronę auta, chociaż czułem, że lekko się
opiera. Dla niej ten dzień był męczący tak samo jak dla mnie. Obydwoje byliśmy
na głodzie, a ja miałem tylko jedną działkę. Chciałem, żeby się uspokoiła,
liczyłem, że to właśnie sen przyniesie jej chwilowe ukojenie. Jednak kiedy
obydwoje ułożyliśmy się w aucie tak, że prawie całe ciało dziewczyny było na
moim, zacząłem czuć większe pragnienie. Wiedziałem, że nie zasnę tej nocy.
Sytuacja z Abigail trochę uspokoiła mnie psychicznie, gdyż chciałem być dla
niej oparciem w tej ciężkiej chwili, a nie dodatkowym balastem. Jednakże mój
organizm cały czas domagał się narkotyku. Dawki chwilowego ukojenia, która była
tak blisko, a jednak — zbyt daleko. Była
tylko jedna działka, a narkomanów na głodzie było dwóch, więc mamy problem. Cieszyłem
się choć trochę z nieświadomości dziewczyny o miejscu znajdowania się działki.
— Śpisz? – spytała, kiedy
przymknąłem powieki.
— Nie, nie śpię – westchnąłem.
Chciałem jak najszybciej
zasnąć, chciałem przestać myśleć o tym, co zrobić.
— Dlaczego nigdy nie
opowiadałeś, z jakiego powodu uciekłeś?
— Nie lubię tej historii –
otworzyłem oczy, skupiając wzrok na zniszczonym dachu auta.
— Musisz chyba za kimś
tęsknić, ja tęsknie za swoją rodziną, ale wiem, że wyparłaby się mnie –
słyszałem w jej głosie nutkę złości. Złości, która była skierowana na nią samą.
— Tęsknię za młodszą wersją
siebie.
— Czyli?
— Za starym sobą, bez
przemożnej potrzeby wstrzykiwania sobie w żyłę narkotyków… Za powrotem do
dzieciństwa, kiedy miałem oboje kochających się rodziców i nie znałem całego,
tego gówna.
***
Dni niepokojąco się dłużyły.
Od ataku Turner minął zaledwie tydzień. Nie widziałem się z nią, odkąd
rozstaliśmy się następnego dnia o świcie. Mam nadzieję, że trzyma się o wiele
lepiej niż ja. Wypuściłem drżący oddech. Przez cały ten tydzień przeżywałem
katusze, starając się odwieść myśli od małej torebeczki z narkotykiem. Miałem
dość. Chciałem uciec tak, jak — tamtego
dnia. Widziałem swoją twarz na ulotkach przywieszonych na słupie
w centrum Londynu, kiedy wracałem od Abigail. Założyłem wtedy kaptur na głowę, wyobrażając
sobie pogardliwe spojrzenia innych ludzi. Było mi wstyd, a ten kaptur miał mnie
ochronić, dać poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo mi teraz brakuje. W
głębi duszy pragnąłem choćby chwilowego powrotu do domu, ale wiedziałem, że nie
byłoby już tak samo. Tkwiłem w tym bagnie po uszy.
Pod wieczór zamknięty w moim
„pokoju”, leżąc na zniszczonym materacu, starałem się nie myśleć o tym, co
dzieje się za ścianą. Zrobili sobie z naszego mieszkania klatę . Miałem ochotę
opuścić moje cztery ściany i dołączyć do nich, jednak po chwili odpuszczałem.
Ktoś zapukał do drzwi. Nie odezwałem się. Kimkolwiek jest ta osoba, miałem
nadzieję, że sobie pójdzie. Nie chciałem gości. Jednak ten ktoś był nieustępliwy i po chwili stanął w progu
pomieszczenia, a ja uchyliłem powieki. Abigail. No tak… Zapewne będzie
namawiała mnie do wzięcia udziału w ich zabawie.
— Czemu siedzisz tu sam? –
zapytała po zamknięciu za sobą drzwi.
— Nie chcę się tam pokazywać.
— Czemu?
— Bo wiem, że się złamię –
spojrzałem na jej twarz, kiedy usiadła koło mnie.
— To przecież nic złego – jej
źrenice były powiększone.
— Nie chcę skończyć, jako ćpun
– na jej twarzy pojawił się grymas.
— To jakim cudem znalazłeś się
w mieszkaniu ćpunów, z jedną działką w kieszeni bluzy? – spytała, prowokacyjnie
unosząc brew. Wiedziała o działce. Gadatliwy Radisson.
— Ja… nie chcę tego. Chcę to
zakończyć.
— Dobrze o tym wiem, ale może
odpuść na ten jeden wieczór.
— Wytrzymałem już prawie
półtora tygodnia, nie sądzisz, że lepiej tego nie przerywać?
— Zaszalej, to nasz ostatni
wieczór.
— Mówisz jakbyśmy o wschodzie
słońca mieli się żegnać – wstrzymałem oddech.
— Obiecam ci, że jeżeli dziś
dołączysz do reszty, od jutra będę czysta razem z tobą.
— Nie – szybko zaprzeczyłem.
Nie chciałem, aby znosiła to
cierpienie. Jest zbyt delikatna, aby wytrzymać na głodzie.
— Tak, zrobię to. Zaraz
przyniosę ci coś mocnego – nim zdążyłem zaprzeczyć — starsza przyjaciółka
opuściła pokój, a ja zostałem sam. Nie na długo.
Po paru minutach dziewczyna
stanęła w drzwiach z woreczkiem z białą substancją w środku, strzykawką, opaską
uciskową i szklanką wody.
— Śnieg — powiedziała, zajmując miejsce obok mnie.
Podała mi do ręki szklankę i
otworzyła białą torebeczkę.
— To nie jest dobry pomysł.
Wsypała zawartości woreczka do
szklanki i wzięła ją ode mnie. Zaczęła mieszać roztwór strzykawką, a następnie
uzupełniła strzykawkę.
— Będę tego żałował, robię to
tylko dla ciebie – mruknąłem, kiedy zawiązała na moim przedramieniu opaskę
uciskową. Następnie czułem zimną igłę wodzącą po moich żyłach, a później lekkie
ukłucie.
Nie byłem jeszcze pod wpływem
narkotyku, ale już żałowałem. Jednak jest już za późno. Pozostało tylko czekać
na efekty.
Między trzecią a czwartą,
kiedy wszyscy byli już naćpani, w mieszkaniu pojawili się niespodziewani
goście. Myślałem, że uniknę kiedyś takiej sytuacji, ale nie było mi to dane.
Gośćmi okazali się być policjanci, co pamiętam jak przez mgłę. Jednakże
doskonale zapamiętałem grymas na twarzy Turner, kiedy skuwali ją w kajdanki.
Właściwie skuli nas wszystkich. Wyprowadzali ich z mieszkania po kolei i
umieszczali w radiowozach stojących przed starą kamienicą. W głębi duszy jakaś
część mnie cieszyła się z takiego obrotu sytuacji. Miałem szansę powrócić do
dawnego życia. Wiedziałem przecież,
że to nie będzie to samo. Jednak wierzyłem, że choć trochę uda mi się to
przywrócić.
Siedząc teraz w swoim pokoju,
w rodzinnym domu, żałowałem,
że doprowadziłem do tego wszystkiego. Zawód na twarzy mojego ojca, kiedy
odbierali mnie z komisariatu; płacz mojej matki, która winiła się nawzajem z
ojcem za mój stan; ostatni smutny uśmiech Abigail, który miałem okazję
zobaczyć. Żałowałem tego, co musieli przeżywać przeze mnie. Może gdybym nie
uciekł, mój tato nie uważałby mnie za błąd, może moja mama nigdy nie musiałaby przeze
mnie płakać, może Turner nie musiałaby znajdować się w chłodnej celi tak jak
reszta moich znajomych.
Już dawno potrzebowałem
pomocy, którą otrzymuję dopiero teraz. Tylko nie wiem, czy jest jeszcze dla
mnie jakiś ratunek. Zostałem ćpunem jako szesnastolatek. Mógłbym przecież być
teraz wzorowym uczniem tutejszego liceum. Nie powinienem już gdybać, postąpiłem
jak postąpiłem. Dokonałem wyboru i uciekłem z domu, aby nie patrzeć na mojego
ojca, który był pracoholikiem i na matkę, którą problemy w małżeństwie — jak i z własnym synem — skłaniały do zaglądania do kieliszka. Chyba
chciałem pokazać im wtedy,
że potrafię poradzić sobie lepiej niż oni. Miałem cel, który gdzieś po drodze
się zgubił. Wylądowałem na dnie. Z dnia na dzień tracąc wiarę w siebie. Jedyna
rzecz, która teraz przyprawia mnie o zawrót głowy to słowa Abigail, która
mówiła tamtej nocy, że będziemy razem czyści. Skąd mogła to wiedzieć?
Komentarze
Prześlij komentarz