Para trzecia. Elsa

Cisza przed burzą


         W moim domu zawsze pachniało ciastem i kwiatami. Za tę mieszankę odpowiedzialna była babcia, która tak naprawdę zajmowała się naszym wychowaniem, gdy rodzice byli w pracy — piekliśmy szarlotki, babki, serniki i wszystko inne, by potem, cali ubrudzeni mąką, wyjść do ogrodu, nazrywać mleczy i maków i cieszyć się promieniami słońca. Tak właśnie pamiętam moje dzieciństwo — pełne światła, zapachów, kolorów. Czas zatarł resztę — niepogodę, szarość, smutek i… dźwięki. Nie przypomnę sobie głosu babci, muzyki z radio, której słuchaliśmy w kuchni i wielu innych rzeczy, ale nie przeszkadza mi to. Dzięki temu bardziej rozumiem Natalkę. Nie żeby to było trudne — od zawsze starałem się być na tyle blisko, na ile się da.
         Miałem pięć lat, kiedy urodziła się moja siostra. Byłem jeszcze na tyle mały, że nie rozumiałem do końca, z czym to się wiąże — dla mnie liczyło się rozczarowanie, że to nie chłopak i duma, że jednak będę Starszym Bratem, Wyganiaczem Potworów Spod Łóżka i Obrońcą Pluszowych Misiów. Oczywiście wiedziałem, że muszę sobie na te tytuły zasłużyć, ale przecież miałem to przeczucie, że będę najlepszym z najlepszych. Dość wcześnie okazało się, że to będzie trudniejsze do osiągnięcia niż myślałem, jednak dzieci nie lubią poddawać się tylko dlatego, że jest trudno — ba, zyskałem jeszcze więcej zapału i chęci do działania. Pamiętam, jak nieudolnie próbowałem malować z tatą motylki na ścianach w jej pokoju, jak bawiłem się z nią lalkami, gdy była już starsza i jak udawałem wkurzonego, gdy kolejną noc z rzędu przyszła spać do mojego pokoju.
         Gdy miałem szesnaście lat, zaczęły się problemy. Dzieciaki zaczęły zauważać, że z Natalką jest coś nie tak. Albo nie, wiedziały to już wcześniej, po prostu dopiero wtedy zaczęło im to przeszkadzać. Nie do końca wiedziałem, co powinienem zrobić — byłem tylko durnym nastolatkiem, który nie chciał, by jego siostra cierpiała. Miałem być przecież jej rycerzem na białym koniu. Może właśnie dlatego zrobiłem to, co zrobiłem. A może z innego powodu, nie wiem, czy to teraz ważne — bo czy cel uświęca środki?
         Pamiętam, że ten dzień był okropny od samego początku. W szkole sprawdzian z polskiego i kartkówka z matmy, potem znajomi, których znosiłem z jakiegoś powodu, choć teraz nie mogę go sobie przypomnieć. Nie rozumieli mnie, a ja ich — mieliśmy różne problemy, rozrywki, marzenia. Oni gadali tylko o muzyce, ja piekłem ciasta z jedenastolatką i grałem w gry. Oni dostawali szlabany, ja nie miałem czasu na naukę przez pracę. Oni chcieli podbić świat, mi wystarczyłby tylko głos i słuch Natalki. Wszystko było nie tak, nie potrzebowałem ich. Potrzebowałem kogoś, kto mnie wysłucha i zrozumie, ale miałem tylko ich. A z nimi nie umiałem normalnie rozmawiać. Po kolejnej kłótni z nimi byłem tak okropnie wściekły. Nie mogłem się uspokoić przez ten cały czas, zanim poszedłem po siostrę pod jej szkołę.
         Wierzyłem, że jej widok mnie uspokoi i rozpogodzi myśli, przecież tak działo się za każdym razem — jej szczęśliwa, ładna buzia przyciągała całą moją uwagę, tak, że z marszu zapominałem o troskach — jednak zamiast promiennego uśmiechu zastałem mgliste, szklane oczy. Wtedy popełniłem pierwszy poważny błąd tamtego dnia — kazałem jej wracać samej do domu. Nie rozumiała czemu, ja sam wtedy jeszcze nie, to wściekłość mówiła mi, co mam robić — i ja, i Natalia słuchaliśmy grzecznie jej poleceń. Dziewczynka popatrzyła jeszcze na mnie z pewnego rodzaju niepokojem, po czym odwróciła się i poszła w swoją stronę, a ja ruszyłem prosto przed siebie.
         Wiedziałem, do kogo mam iść — przecież to nie był pierwszy raz. Nie mam pojęcia, czemu nie zareagowałem wcześniej — ja, albo ktokolwiek inny — ale w tamtym momencie moja cierpliwość się skończyła. Stanąłem naprzeciwko nich — wyrośnięty szesnastolatek przed trójką jedenastoletnich knypków — z pustką w głowie, zaciśniętymi pięściami i chęcią, by zakończyć to wszystko raz na zawsze. Właśnie wtedy popełniłem drugi poważny błąd. Zamachnąłem się.
         Bez słowa. Nie wiem, czy w ogóle wiedzieli, za co dostali. Nie wyglądaliśmy z siostrą podobnie, nie widzieli mnie w jej pobliżu, nie byłem u nich wcześniej, więc dla nich wyglądało to tak, jakby ktoś obcy, nieznajomy, bez powodu podszedł i zaczął się z nimi bić. Czy mogę to uznać za karę, czy raczej za zniżenie się do ich poziomu?
         Nie zrobiłem im dużej krzywdy zanim się opamiętałem. Ot, nabiłem im parę siniaków, które pewnie zniknęły po paru dniach. Ale przecież nie to mnie przeraziło — nie ich obrażenia a to, że jestem w stanie je zadać. Poczułem się jak bestia, jak nic nie warty śmieć, jak oni. Nie mogłem znieść tego, że to zrobiłem, ale gorsza była świadomość, że to przyniosło mi satysfakcję — i przez to zacząłem się bać samego siebie. Wciąż gdzieś w głębi duszy uważam, że zasłużyli — i przez to boję się jeszcze bardziej.
         Trzeci poważny błąd popełniłem zaraz po tym — nie wróciłem do domu, przynajmniej nie od razu. Włóczyłem się po ulicach dobre parę godzin, do zmroku i trochę dłużej. Winę dobrze ukrywa się w ciemności, a wątpliwości blakną w świetle latarni, jeśli tylko znajdzie się jakąś działającą w tych dzielnicach miasta. Gdy w końcu wszedłem do klatki, a później do mieszkania, oślepiły mnie zapalone żarówki i rozczarowanie wymalowane na twarzach rodziców. Odetchnąłem z ulgą, gdy zostałem ukarany, choć nawet nie za to, za co powinienem — w końcu bójka z dzieciakami jest znacznie wyżej na liście “Czego nie powinien robić dojrzały człowiek” niż chodzenie po polu po zmierzchu. Na szczęście, a może i nie, o tamtym na razie nie wiedzieli — i mieli się nie dowiedzieć, jak się okazało. Gorzej z Natalką — nie mogła mi wybaczyć tego, że ją zostawiłem, a potem, gdy połączyła kropki — wkurzonego mnie, siniaki chłopaków i winę w moich oczach — znalazła we mnie kolejną rzecz, która mogła ją rozczarować. To mnie… Chyba zaskoczyło. Nie sądziłem, że ona, wpatrzona we mnie jak w obrazek, będzie w stanie aż tak dokładnie zobaczyć moje błędy. Że miała tyle zwątpienia w swojego bohatera, jakim mam nadzieję, że byłem, by spojrzeć na niego jak na człowieka. Człowieka, który nie wie, co ma zrobić.
         To było zupełnie nowe doświadczenie, bo tak jak myślałem, że nie dostrzega mnie, tak ja nie dostrzegałem jej. Nie była już bobasem, na którego trzeba było patrzeć i pilnować przez całą dobę, nie była trzylatką, której się tłumaczyło, że kwadratowy klocek nie pasuje do okrągłego otworu. Nie, nie była dorosła, nawet nie bardzo dojrzała, ale nie zasłużyła na to, by traktować ją jak dziecko. Jak teraz nad tym myślę, zastanawiam się, jak bardzo ją to krzywdziło, ale boję się zapytać. Co jeśli sprawiałem jej ból większy niż robili to tamci chłopcy? Kto ukarze mnie?
         Kazała mi przeprosić. Nie chciałem, przecież nawet jeśli byłem winny, to oni zasłużyli, prawda? Byłem dumny, czułem się od nich lepszy pomimo tego, że byłem tak samo głupi, nieczuły i egoistyczny. Lubię myśleć, że nabrałem pokory i teraz postąpiłbym inaczej, ale gdzieś z tyłu głowy mam świadomość, że przecież wciąż jestem taki sam. Lubię udawać bohatera, a bohaterowie nie przepraszają złoczyńców. Wtedy byłem rycerzem na białym koniu i tylko to sprawiło, że ugiąłem się pod jej prośbą — nie wyrzuty sumienia, nie chęć sprawienia przyjemności siostrze, nie ludzka przyzwoitość — rozkaz damy to rozkaz damy.
         Wszystko odbyło się przy niej, więc musiałem zachować pozory grzeczności, ale oni nie musieli. Widziałem, że nie zrozumieli nic z tego, co się stało, ani z tego co do nich mówiłem, ot, parę debili, niezdolnych do złożenia dłuższej wypowiedzi. Irytowało mnie to strasznie, ale nie mogłem się wycofać w połowie. Może była to kara za tę całą sytuację, nie wiem, ale zmęczyło mnie to strasznie. Nie mogłem jednak narzekać, skoro nagrodą był jej uśmiech.
         W moim domu zawsze pachniało ciastem i kwiatami. Zadbałem o to nawet po śmierci babci, choć rodzice wciąż spędzali w pracy całe dnie, a ja oprócz szkoły starałem się dorabiać na boku, nawet nie narzekałem jakoś bardzo. Razem z jedenastolatką piekłem ciasta, szarlotki, serniki i babki, kupowałem jej nowe plakaty i ozdóbki, wszystko, żeby wypełnić jej utratę tego jednego zmysłu. Nieraz zastanawiałem się, jak by brzmiał jej głos, chciałem zobaczyć, jak tańczy w rytm muzyki, ale nie rozmawiałem z nią o tym, nigdy. Gdy jej nie było myślałem o tym, co by się stało, gdyby wszystko było jak być powinno — ale potem pojawiała się w drzwiach i zdawałem sobie sprawę, że właśnie tak jest. Przecież i tak z naszej dwójki to ja byłem bardziej wybrakowany — to ja nie umiałem rozmawiać i słuchać, nie ona. Nie zmieniłem się za dużo pod tym względem — dalej wdaję się w bójki, jestem mściwy i czerpię satysfakcję z rzeczy, z których nie powinienem. Nie jestem z siebie dumny, chociaż to głównie dlatego, że wiem, że ona by nie była. Nawet nie wiem kiedy to ona stała się moją bohaterką zamiast ja jej — chyba w momencie, gdy przestała potrzebować wyganiacza potworów spod łóżka i obrońcy pluszowych misiów.
         Po cichu, bez słowa, zajęła swoje miejsce i wiedziała, że będzie najlepsza z najlepszych. W końcu miała na kim polegać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga