Para siódma - kot
Tylko praca
Idealne życie, idealne rodziny,
wszystko to wygląda jak z pięknej krainy.
Jednak to życie różami usłane,
wcale nie jest takie doskonałe.
Stróżka krwi płynęła mężczyźnie
po palcu. Przez pośpieszność swoich działań i lekkie roztargnienie, zaciął się
jedną z kartek, które leżały na stole.
—
Cholera... — zaklął cicho i wsadził kciuka do ust, aby owa ciecz nie zabrudziła
dokumentów, które usilnie próbował zebrać do kupy. Był już spóźniony, więc rana
przy tworzyła tylko dodatkowych problemów, gdyż koniecznością było zakleić ją
plastrem, aby później mu nie zawadzała. Ze wściekłością wymalowaną na twarzy i
z knykciem w buzi, buszował w kuchni w poszukiwaniu opatrunku. Dopiero po
otworzeniu entej szuflady, odnalazł plasterek w smerfy i owinął nim palca.
Gorączkowo
zebrał wszelakie druki i w biegu spakował je do teczki. Z powodu obecności
reszty domowników, nie fatygował się, aby zakluczyć drzwi, więc szybko wszedł
do samochodu, dziękując jednocześnie niebiosom, że bez problemu go odpalił.
Całą trasę przejechał w nerwach, a przy każdym czerwonym świetle, bez
opanowania uderzał w kierownicę. Gdy wreszcie zza zakrętu wyłonił się
biurowiec, w którym przyszło mu pracować, odetchnął z ulgą. Mimo to nie
opuściła go negatywna aura, więc parkingowy nie mógł nawet liczyć na
odwzajemnienie przywitania.
Ujrzawszy
podnoszący się szlaban, wiedział, że czeka go jeden z najgorszych momentów tego
dnia. Przyjechał sporo po czasie, więc nawet nie żywił nadziei na prędkie
znalezienie wolnego miejsca. Zacisnął wargi i wjechał na parking. Krążąc wśród
innych pojazdów, dostrzegł lukę między czarnym BMW i srebrnym Volkswagenem. Bez
większego zastanowienia ruszył w tamtym kierunku. Po skończonej akcji
uśmiechnął się zwycięsko i prędkim krokiem ruszył w stronę wejścia. Gdy tylko
przekroczył próg, recepcjonistka wyszczerzyła się kokieteryjnie, ukazując dwa
rzędy idealnie białych zębów. Zrewanżował się szybkim skinięciem głowy i
popędził do swojego gabinetu.
— Mhm,
ładnie to się tak spóźniać Eryku? — Głos nawiedzający go, odkąd tylko wszedł do
pokoju, skutecznie przypomniał mu, że niestety nie może nazwać tego w pełni
swoją pracownią, gdyż w połowie należała ona, do parę lat młodszego Adama.
—
Naprawdę, także miło mi cię widzieć! — Mężczyzna rzucił ironiczne, podchodząc
jednocześnie do swojego biurka. Położył na nim teczkę i wyjął najpotrzebniejszą
dokumentację. Gdy tylko odszedł na dwa kroki od swojego stanowiska, z zamiarem
zrobienia sobie drugiej już dzisiaj kawy, po raz kolejny odezwał się jego
współpracownik.
—
Lepiej tak nie ironizuj, tylko zrób mi kawę, o ile nie chcesz, aby twoje
spóźnienie wyszło na jaw — wystukał coś na klawiaturze, po czym ponownie
spojrzał na Eryka, dodając — nie dużo mleka i dwie łyżeczki cukru.
Dokładnie
w momencie, w którym wybiła jedenasta, facet oparł się o swoje siedzenie i
głośno westchnął. Po raz kolejny został na nadgodzinach, aby wyrobić się ze
wszystkim, co mu narzucono, w jak najkrótszym czasie. Aczkolwiek spóźnienie
tego nie ułatwiło. Od razu zerknął na telefon, choć doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, co na nim zobaczy. Siedem nieodebranych połączeń od Anety, jego
żony, której definitywnie nie podobało się to, że jej mąż wraca do domu, gdy
wszyscy już dawno śpią, a w ciągu dnia dzieci widzą go właściwe tylko, podczas
porannej krzątaniny. Nie chciał o tym rozmyślać, ale niezmiernie dobijał go
fakt, że zawodził swoją rodzinę. Gdy przechodził przez opustoszałe korytarze
biurowca, aby dostać się na zewnątrz, zdał sobie sprawę, że prawie nie rozmawia
ze swoimi dziećmi. Popchnięcie drzwi skojarzyło mu się, z wepchnięciem siebie w
wir pracy i całkowitego braku czasu, a ze stojącym w pojedynkę samochodem,
utożsamiał to, jak samotny zdążył się przez to zrobić. Wsiadł do samochodu i
intuicyjnie już, jechał trasą, która prowadziła do domu, lecz w pewnym momencie
zrobił coś, czego właściwie sam się nie spodziewał, czyli po prostu skręcił w
przypadkową uliczkę. Zrobił tak jeszcze parę razy, a stronę, w którą się
kierował, wybierał impulsywnie, miał ochotę pojechać w prawo, więc tak też
zrobił. Nie wiedział, co pokierowało go do takiego czynu, może chciał mylnie
udowodnić sobie, że obowiązki nie zawładnęły jego życiem, a on sam jest w
stanie robić dokładnie to, na co akurat ma ochotę.
Krążąc
tak po mieście, zauważył potencjalny cel swojej podróży. Na końcu ulicy znajdował
się bar, który swoimi neonami wyraźnie zachęcał do wstąpienia, a Eryk nie
próbował się nawet opierać swojej podświadomości, która uznała, że przyjechanie
tam, jest świetnym pomysłem. Po dojechaniu skierował się powolnym krokiem do
wejścia. Wkroczył do pomieszczenia i natychmiastowo uderzył go intensywny
zapach alkoholu. Rozejrzawszy się po barze, stwierdził, że nie jest to typowy
klub, do którego przychodzą młodzi dorośli, aby się zabawić. Znaczna większość
osób, które było mu to dane zobaczyć, to persony w jego wieku,
najprawdopodobniej mające na celu upicie się. Usiadł na wysokim krzesełku
barowym, a już po chwili podszedł do niego barman.
— Co
podać? — Barman zadał pytanie, lecz Eryk nawet na niego nie spoglądając,
odpowiedział, że whisky z colą.
— I z
lodem — dodał markotnym głosem.
Po
kilku kolejkach miał już ochotę zwierzać się obsłudze klubu, nawet się do tego
przymierzał, lecz jego plany zmienił obcy facet, który przysiadł obok niego,
opierając się o ladę.
— Ach,
życie jak w Madrycie, prawda? — Obcy facet zapytał się go retoryczne. Eryk
obrócił jedynie głowę w jego stronę i wybełkotał coś niezrozumiale pod nosem. —
Co się więc stało, że tutaj przyszedłeś? — zadał kolejne pytanie, lecz tym
razem oczekiwał odpowiedzi.
— Czy d-dorosły facet... — zaczął
mówić, lecz czknął — nie może po prostu przyjść i się napić?
— Oczywiście, że może. Aczkolwiek
ci, którzy upijają się niemalże do nie przytomności, w samym środku tygodnia i
dodatkowo robią to sami, zazwyczaj mają jakieś problemy — stwierdził obcy
mężczyzna, po czym wziął sporego łyka ze swojej szklanki.
— Mhm, w takim razie... —
przerwał, aby wziąć głębszy wdech — pracuję od rana, do nocy, a moja żona ma
tego dość — mówił wolno i przedłużał samogłoski.
— A masz dzieci?
— Tak! Nawet d-dwójkę — mówiąc
to, pokazał swojemu rozmówcy dwa palce — bardzo je kocham, ale rzadko z nimi
r-rozmawiam.
— Może i lekarzem nie jestem, ale
w tej sprawie diagnoza jest prosta — podkręcił z dezaprobatą głową i znów się
napił. Gdy tylko Eryk spojrzał się pytająco w jego stronę, dodał —
przehandlowałeś cały swój wolny czas oraz relacje z rodziną na dobre wyniki w
pracy i przyzwoite zarobki. Jesteś w pułapce bez wyjścia, mój drogi.
— J-jak to?
— Bo bez względu na to, co teraz
zrobisz, zjebiesz sobie życie. Jeśli bez zmian, będziesz ciągle pracował, to
twoja żona zostawi cię dla innego, bo nie poświęcasz jej uwagi. Za to, jeżeli
zdecydujesz się na ograniczenie czasu pracy, to zmniejszą się twoje zarobki i
może dojść do tego, że też zostawi cię dla innego, bo nie jesteś w stanie
zapewnić jej oraz dzieciom dobrobytu. No cóż, powodzenia — powiedział i
wstając, poklepał Eryka po plecach.
Gdy odszedł, pijany mężczyzna
wpatrywał się przed siebie pustym wzrokiem. Pewnie długo by jeszcze rozmyślał o
tym, co powiedział mu nowo poznany facet, gdyby nie to, że gdy wstawał z
krzesła, to padł jak długi na ziemię, od nadmiaru alkoholu.
Komentarze
Prześlij komentarz