Para pierwsza - kangur
XXII wiek
Stoję. Czekam. Mam w rękach
jedną z najniebezpieczniejszych i najcenniejszych rzeczy.
Czas. Tak, dzisiaj go nie
ma. Jest niepotrzebny. Wraz z nim pozbyliśmy się uczuć. Na szczęście są jeszcze
ludzie wrażliwi. Jeden właśnie zmierza w moim kierunku. Może to i egoistyczne
łamać prawo by wrócić do normalności, ale trzeba mieć odwagę żyć w czasie i przestrzeni.
Czas został zakazany. Ludzie zniszczyli w sobie to co dawał czas.
Doświadczenie, młodość,
starość. Zostawił bezpieczeństwo, które rodzi narcyzm i nienawiść. Czasu nie da
się cofnąć, czynów i słów w nim także dlatego jest niebezpieczny.
- Idziesz dziś ze mną?-
zapytał Aslan.
- Nie po to ci daję czas by
z niego nie skorzystać? Jesteś jedną z dwóch osób na świecie, które potrafią go
przywrócić- zwróciłam się w jego kierunku.
- Jesteś dziś wyjątkowo rozdrażniona?
O co chodzi?
- Czas się kończy...
- Chcę umrzeć, a tutaj nie
mogę. W czasie, mam ponad 1050 lat...
- Nie chcę żebyś umierał...
- Nie zachowuj się jak
egoistka. Nie byłaś w czasie od teraz...
- Ty jesteś tam dopóki nie
skończy się czas... Ja go tylko zdobywam. Dlatego choć, za nim się skończy!-
pociągnęłam go za rękaw.
- Wstąpimy do baru?
- Po co? Nie szukamy guza!
- Wiem, że bywają tam
Czasochwytacze, ale chcę wziąć Edwarda.
- Zawsze jak tam jestem to
zastanawiam się jak to jest, że nie dostrzegają tego co się tam dzieje.
- Bez czasu są jak bez
oczu. Mają zaburzenia postrzegania.
- Co nie zmiania faktu, że
nie są głupi.
- Choćmy na targowisko pod
most.
- Masz rację. Mają tam
chyba heroinę.
Aslan pociągnął mnie za
rękę w kierunku sporego bazaru. Tam Timersi sprzedawali sobie nawzajem heroinę
oraz zdobyty czas. Heroina była tylko po to, by w razie zatrzymania mieli udawać
niepoczytalnych ćpunów, co było prawie codziennością. Czas natomiast był trudny
do zdobycia, udawało się go posiąść tylko wybrańcom. Potrzebny był zegarek. Na
czarnym rynku pozostało ich niewiele. Ja byłam posiadaczką najstarszego zegarka
z początku XXI wieku. Timersi posiadający zegarki musieli zdobywać dla nich
źródło energii. Dawniej zegarki działały na baterię, które w tej chwili można
dostać jedynie w antykwariacie, które są tak samo nielegalne jak sam czas.
Ukrywają się pod szyldami salonów twarzy, stacji alimentacyjnych lub sklepu z
elektroniką, niekiedy; tak jak w naszym wypadku, na małym targowisku.
Wiedzieli o tym tylko
nieliczni. Aslan nie był w Timersach, ale działał w podziemiach czasowych. W
XXI wieku, prowadził mały sklepik z zegarkami. Właśnie tam moja prababka kupiła
zegarek, który dostałam od niej w spadku. Tak się poznaliśmy. Teraz jego sklep
skonfiskowany przez teraźniejszą władzę, został zabity dechami, a zegarki spalone.
Dochodziliśmy już do
niewielkiego mostu. Śmierdziało tam z pobliskiej rzeki, która od ponad połowy
wieku stanowiła wysypisko.
-Ale tu śmierdzi!
- I dobrze. Dzięki temu nie
ma tu Czasochwytaczy.- popatrzył się na mnie krzywo. Kilka razy go złapali.
Pamiętam to.
- Nie wiem co gorsze: oni,
czy ten smród?
- Wolałabyś żeby tu ładnie
pachniało, a za to stracić zegarek?
- Nie.- mruknęłam cicho w
odpowiedzi. Nie chciałam wdawać się z nim w kłótnię.
- Co robisz w czasie?-
spytałam zaciekawiona.Byłam pewna, że rozmowa odwróci moją uwagę od smrodu.
- Ale teraz?
- Nie, nie teraz tylko w
czasie.
- W czasie też jest teraz,
ale chyba wiem o co chodzi. Leżę w łóżku i oglądam telewizję.
- Co się wydarzy?
- Za 10 lat wybuchnie III
Wojną Światowa. Mówmy ciszej, widzę Czasochwytacza.
- Mówiłeś, że ich tu nie
ma.- spojrzałam na niego z wyrzutem choć wiedziałam, że to nie jego wina.
Zaczęłam się bać.
- Tu się będzie coś dziać. Chodźmy
stąd.- zaczęliśmy iść szybkim krokiem w kierunku centrum miasta. Odwróciliśmy
się tyłem do dwóch mężczyzn. To był błąd.
- Ej, wy dwoje stać!- po
usłyszeniu tych słów puściliśmy się biegiem. Przemierzaliśmy wąskie uliczki,
potrącając nieświadomych sytuacji ludzi. Niemalże czuliśmy na karku oddech
wroga.
Ale czy naprawdę wroga?
Chcieli być nowocześni, pasować do społeczeństwa, byli tylko żołnierzami
wykonującymi rozkazy, narzędziem w rękach władzy. W każdym ustroju znajdzie się
buntownik, niszczący idealną rzeczywistość. Zatwardziały konserwatysta. Po
prostu przeszkadzałam mu.
Dopiero teraz
zorientowałam, że stoimy pod murem. Przez tafle szkła widać było miasto, pokryte
brudnym, wręcz czarnym śniegiem. Z daleka pobłyskiwał tylko ogrzewany dach elektrowni
na którym nie ostał się nawet skrawek śniegu.
Spojrzałam na Aslana nie
rozumiejąc sytuacji. Znał ten bazarek na własną, niemożliwe żeby zabłądził.
- Dlaczego wbiegliśmy do
ślepej uliczki!? Złapią nas!- panika ustąpiła miejsce złości kiedy spojrzałam
na jego uśmiech.
- Kupili mnie, kupili
mojego syna. Obiecali śmierć- prychnął. Jeśli to prawda to był zwykłą, sprzedajną
świnią.
- Żartujesz sobie?
- Nie. Będę mógł umrzeć.
Jak myślisz, jak to jest żyć ponad 1000 lat? Świat zszedł na psy. A czas?
Gardzę nim. Popatrz- wyjął z kieszeni zegarek. Skąd on go ma? Mówił, że do dyspozycji
ma tylko mój.Kłamca.
Spojrzał na niego bez
emocji. Jakby był nie warty uwagi, po czym rzucił go o szklaną taflę.
Nie mogłam w to uwierzyć.
Zegarek roztrzaskał się o
ścianę opadając w kilku kawałkach na ziemię.
-Taki kruchy jest czas.-
odwróciłam się żeby na niego nie patrzeć. Jego widok napawał mnie gniewem i
wstydem.
Dopiero teraz
zorientowałam, że od dłuższej chwili naszym poczynaniom przygląda się Czasochwytacz.
- Nadal nie rozumiem.
- Znałem twoją babkę, była
mądrą osobą dopóki nie zwariowała na punkcie czasu.- odezwał się Czasochwytacz.
Widząc moją niepewną minę podszedł bliżej i wyciągnął rękę.
- Jestem Andre, syn
Aslana.- podałam mu rękę.
- Ty pewnie wiesz kim
jestem?
- Tak. Jesteś jedną z
ostatnich Timersów.
- Ostatnich?
-Większość z nich to
wysłannicy rządu tacy jak ja, których zadaniem jest wyłapywać zbuntowanych,
tych prawdziwych Timersów. Nazywacie nas Czasochwytaczami.- popatrzyłam na
niego zszokowana.
- Na razie nic ci nie
grozi. Zabiorę cię do mojego domu, gdzie poczekasz na spotkanie z przedstawicielem
rządu do spraw nadzwyczajnych. Ale najpierw, oddasz mi grzecznie zegarek- Andre
popatrzył na mnie wyczekująco. Nie chciałam oddawać zegarka. Bałam się utracić
jedyną więź z babcią.
- Posłuchaj, nas jest dwóch
a ty jesteś jedna. Rozważ to dobrze- wysyczał. Wiedział, że ja się nie poddam.
- Co miałeś na myśli mówiąc
,,Zwariowała na punkcie czasu”?- zignorowałam jego ton głosu. Andre stał się
nagle jakiś nieobecny, jakby myślami oddali się daleko stąd. Spojrzałam mu prosto
w oczy.
- Była konserwatystką.
Wiedziała co nadejdzie. Aslan był jej najlepszym przyjacielem, ale chciał być
kimś więcej.- nagle zrozumiałam dlaczego tak bujnie o niej opowiadał.
- To za jej namową otworzył
sklep z zegarami. Zrobił to dla niej. Nie rozumiał jej fascynacji czasem.-
miałam ochotę podejść i dać w twarz Aslanowi.
-Pewnego dnia twoja babcia
poznała twojego dziadka. Twój dziadek odebrał Margaret Aslanowi. Razem dzieli
się swoją pasją.W tym czasie przyszedł nowy rząd. Ojciec wymyślił zemstę.
Postanowił zniszczyć czasoprzestrzeń i tym samym…- postanowiłam mu przerwać.
- Czy on to zrobił, bo moja
babcia nie odwzajemniała jego uczuć?! Przecież to jest chore!- chciałam dać
upust moim emocjom. Musiałam. Zrobiłam. Nawet nie wiem kiedy w mojej ręce znalazł
się scyzoryk. Nawet nie wiem kiedy się zamachnęłam. Nawet nie wiem kiedy
trafiłam w udo Aslana. Nawet nie wiem kiedy przyszła ciemność.
Nie było mnie. Nie chciałam
być. Nie byłam i mnie nie będzie. A ja jednak musiałam być. I jestem. Leżę. Czy
umarłam? W każdym razie chciałam wierzyć, że nie żyję. Gdy w pełni odzyskałam
świadomość odruchowo sięgnęłam pod koszulkę w poszukiwaniu zegarka. Byłtam. Nie
zabrali go. Odetchnęłam z ulgą. Bałam się. Bałam się utracić więź z babcią.
- Wkrótce zabiorą- dopiero
teraz udało mi się w ciemności dostrzec zarys twarzy chłopaka. Przyglądał mi
się zaciekawionym wzrokiem.
- Wolę zginąć niż go
oddać!- krzyknęłam buntowniczo. Andre popatrzył na mnie bez zrozumienia. On był
z teraźniejszości w, której ja nie potrafiłam się odnaleźć.
- Nie rozumiem, dlaczego…
- Możesz twierdzić, że moja
babcia zwariowała, ale to nie prawda. Nie wy pierwsi majstrowaliście przy
czasie. Pierwszym człowiekiem, który próbował to zrobić był Vlad Draculea.
Pokonał śmierć, ale za jaką cenę? Przestał odczuwać emocje. To dało mu nieśmiertelność-
opowiedziałam mu historię tak często przytaczaną przez babcię.
Zamknęłam oczy żeby znów
przypomnieć sobie obraz babci. Westchnęłam.
- Czy teraz rozumiesz?- nie
odpowiedział. Wiedziałam, że nie ma co. Wyszedł trzaskając drzwiami. Dopiero
teraz zorientowałam, że znajduję się w jakimś pokoju. Nie był urządzony z przesadnym
przepychem. Łóżko z syntetycznego drewna, białe, rozsuwane drzwi i ogromne okno
przez, które widać było miasto. Nie zmierzchało, ani nie widniało zresztą jak
zwykle odkąd ukradli czas.
Usłyszałam ciche piknięcie
na przeciwległej ścianie. Wyświetlała się na niej wiadomość: ,,Proszę zejść do
sali 14b. Tam zostanie Pani poddana przesłuchaniu”
Nie bałam się. Strach
wyparował wraz z ostatnimi słowami wiadomości. Nie miałam czasu.
Musiałam iść.
Winda przyjechała po kilku
sekundach. Nie podobał mi się zapach dochodzący z jej środka.
Pot. Zacisnęłam powieki.
Nie chciałam tego czuć. Nikt tego nie czuł. Wszyscy tu byli nieskalani
odczuwaniem. Dotknęłam opuszkiem palca przycisk mający mnie zawieść do sali 14b.
Nie poczułam kiedy winda ruszyła. Założyłam ręce za plecy i skupiłam się na panoramie
Megapolis.
Elektryczne samochody,
szklane wieżowce, ludzie. Tych ostatnich nie było widać. Schowali się w
biurowcach. Tchórze. Obłudnicy.
Drzwi windy rozwarły się
ukazując grono osób siedzących przy stole i zaciekle o czymś debatujących. Gdy
przekroczyłam próg sali, wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na mnie.
Jedni z obrzydzeniem,
drudzy z ciekawością.
Tych pierwszych niestety
było więcej co sprawiło, że strach wrócił. Uważnie wodziłam po twarzach
zebranych szukając Aslana. Nie znalazłam.
-Szanowni Państwo
zebraliśmy się tutaj w sprawie tej kobiety, która złamała nasze święte prawo:
użyła czasu!- odezwał się mężczyzna stojący na podwyższeniu. Wśród obecnych dało
się słyszeć pomruk dezaprobaty.
- Podaj swój numer- zażądał
przemawiający. Zaśmiałam się w duchu. Nie miałam numeru.
- Nie mam numeru. Jestem
Lu-uśmiechnęłam się. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- A więc zebraliśmy się tu
aby zadecydować o losie tej oto “Lu”. Są dla niej dwie możliwe kary: Pierwsza,
zostanie szpiegiem w czasowym podziemiu lub…- tu przewodniczący zrobił pauzę.
- Nie muszę mówić tej
drugiej opcji, bo i tak jak każdy wybierzesz pierwszą- prychnęłam. Nie bałam
się śmierci.
- Wolałabym jednak usłyszeć
tą drugą. Tak na wszelki wypadek-rzuciłam im drwiący uśmieszek.
- Nie widzę takiej potrz…
-Jednak jak widzę. Śmiało,
nie lękam się niczego!- przerwałam mu. Za kogo oni mnie uważają!?
-Ech… No dobrze. Zostanie
Pani zastrzelona pod murem w...przeszłości- widziałam strach i niepewność
malującą się na ich twarzach. Tchórze. To ja powinnam się bać.
-Mój wybór jest chyba
oczywisty- połowa zebranych wypuściła powietrze, druga jednak nie była pewna
dokonanego wyboru.
-Tak ja myślałem…- znów
odezwał się przewodniczący.
-Wybieram drugą opcję- po
raz pierwszy w życiu nie byłam czegoś bardziej pewna. To się musiało tak
skończyć. Jestem egoistką, ale sprawa z Aslanem dała mi świadomość tego, że sama
świata nie zbawię. Jest to moja, świadoma decyzja.
W sali 14b zapanowała
wrzawa. Pojawił się szok i niedowierzanie. Nikt od teraz nie wybrał śmierci.
Brakowało również chętnego do wykonania wyroku.
-Czy jest Pani pewna swojej
decyzji? Nie chcę Pani przemyśleć tego do jutra?- przewodniczącemu drżały ręce,
pot spływał z czoła, a głos się załamał.
- Tak- wypowiedziałam te
słowa po cichu jednak miałam wrażenie, że słyszeli je wszyscy w budynku.
-W takim razie nie
pozostaje mi nic jak tylko ogłosić, że Pani...Lu zostaje skazana na śmierć w
przeszłości za zdradę stanu i użycie zakazanych środków. Potrzebujemy tylko
kata. Jakiś chętny?- zwrócił się do tłumu.
-Ja- usłyszałam znajomy głos
zza pleców. Andre. Chciał być moim katem.
-A więc synu Aslana
zejdziesz ze świadkiem do przeszłości i ją zabijesz. Teraz- zszedł z podestu i
podał mu kartę oraz pęk dziwnych, błyszczących przedmiotów. Kluczy. Pierwszy znak
czasów od dawna.
Westchnęłam z lubością.
Chyba nikt przede mną nie szedł na śmierć z taką radością.
Rozpierała mnie duma z
samej siebie. Z sukcesu na swoimi słabościami: egoizmem, potrzebą
bezpieczeństwa, została już tylko nienawiść do ludzi, z którą umrę.
Andre pociągnął mnie za
rękę ku windzie. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Bałam się, że zobaczę w
nich zimną pustkę. On też na mnie nie patrzył.
Zjechaliśmy na najniższe
piętro. Chłopak wyjął z kieszeni pęk kluczy po czym najmniejszy włożył w
szczelinę między przyciskami i przekręcił. Winda znów ruszyła.
-Prowadziłeś tędy kogoś na
śmierć?
-Na śmierć jeszcze nigdy.-
odpowiedział cicho. W jego głosie dało się wyczuć chłód i rezerwę.
- Nie powinnaś umierać.
-Dlaczego?
- Nie wiem. Wiem, że nie
powinnaś- po wypowiedzeniu tych słów nie odezwał się więcej.
Dojechaliśmy do czasów.
Chyba. Widziałam przed sobą ścianę;mur. Nie był on jednak szklany. Był z czegoś
czerwonego, z prostopadłościanów ustawionych na sobie.
-Cegła-powiedział
beznamiętnie odgadując moje myśli. Stała kilkanaście metrów przed nami. Z
daleka można było dostrzec różne napisy.
-Kto je tu zrobił?
-Tacy jak ty tylko z
przeszłości. Podejdź i przeczytaj.-podeszłam.
,,Tempus est optimus
magister vitae.”
Czas to najlepszy
nauczyciel życia.
Nagle zrozumiała coś. Moja
śmierć będzie pierwszym znakiem upadku tego reżimu
Podskoczyłam. Coś
metalowego przeleciało obok mojej głowy.
-Cholera, nie strzelałem od
teraz-trzymał w ręku...pistolet.
-Poczekaj. Chcę tylko coś
zrobić- wyjęłam zegarek spod koszuli. Za piętnaście dwunasta: piękna godzina na
śmierć- pomyślałam. I przyszła upragniona śmierć.
Komentarze
Prześlij komentarz