Para jedenasta - motyl


Andrzej


           Andrzej to dwudziestopięcioletni mężczyzna. Wciąż mieszka z rodzicami, gdyż nie ułożyło mu się z kobietą, którą kochał. Helena, bo tak ma na imię jego wybranka, miała już dość tego wiecznego odkładania spraw na później i życia chwilą, przyjemnościami. Matka mężczyzny, Stefania, również nie popierała takiego zachowania, wielokrotnie powtarzała mu, że nie powinien tak postępować, ale on nigdy nie zwracał uwagi na jej słowa i popełniał dalej ten sam błąd.
           Uważał również, że inni powinni zająć się swoimi sprawami i dać mu święty spokój.

           Nim się obejrzał, minęło pół roku. W tym czasie poznał kilka potencjalnych kandydatek na żonę i matkę jego przyszłych dzieci, których planował mieć dwójkę, chłopca i dziewczynkę.

           Nie mógł już spoglądać na starą matkę, która zajmowała się jego młodszymi braćmi, Markiem oraz Januszem i załamywała ręce nad swoim pierworodnym synem. Chłopak miał przecież być zaradny jak jego ojciec, a tymczasem nie potrafił tak naprawdę zrobić nic, bo przynoszenie wstydu rodzicom niestety nie zalicza się do osiągnięć.

           Po kolejnych sześciu miesiącach, dwudziestosześcioletni już Andrzej poznał Zosię. Panna pochodziła z bogatej, wpływowej rodziny. Ojciec dziewczyny nie polubił młodszego mężczyzny, uważał, że jego jedyna córka zasługuje na coś więcej niż chłopak bez ambicji i własnego mieszkania, z marną pensją za wykonywanie dorywczych prac.


           Po długich namowach, Andrzej postanowił poszukać lepszej pracy, by przypodobać się przyszłemu teściowi. Przyniosło to rezultaty.

           Po roku znajomości, szybkich zaręczynach i przyspieszonych przygotowaniach do ślubu, młodzi pobrali się. Jakiś czas po tej uroczystości na świat przyszedł Artur, kilka lat później urodziła się Monika.
Wychowaniem dzieci zajęła się teściowa, Andrzej cały czas pracował w tym samym miejscu, Zosia dostała pracę w biurze i zaczęła zarabiać więcej niż jej mąż. Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu, wspomniano już o tym, że ambicją nie grzeszył.

           Artur i Monika byli coraz starsi, potrzebowali coraz więcej, ich ojciec jednak nie miał problemu z wyciąganiem pieniędzy na potrzeby wnuków od kochających dziadków.

           Dopiero w przededniu czterdziestych urodzin Andrzej pomyślał, że może warto spróbować i dorobić w NRD.
           Zofia przystała na propozycję męża, uznała wtedy, że przecież gorzej być nie może.
           Jak się później okazało, mogło, ale to już temat na osobną opowieść.
           Mijały kolejne dni, Andrzej trzy miesiące w roku spędzał z rodziną w Polsce, przez resztę czasu jeździł z miejsca na miejsce, gdy zarobił większą kwotę, przyjeżdżał na parę dni do domu, by po tygodniu wracać i dalej się tułać.

           Nadeszły czterdzieste szóste urodziny Andrzeja. Większość mężczyzn w tym czasie robi sobie przegląd najważniejszych wydarzeń, które przeżyli, chwali się osiągnięciami, przypomina momenty porażki, wyciąga wnioski z popełnionych błędów. Jednak nasz jubilat nie należy do tego grona. Dalej nie lubił planować, bo tu niby pracował, niby miał rodzinę, ale wciąż nie zachowywał się jak mężczyzna w średnim wieku.

           Pięćdziesiąte urodziny również niczego nie zmieniły. Andrzej z niechęcią myślał o ciężkiej pracy, do której zmuszała go żona i dorastające dzieci, bo one co chwilę oczekiwały nowych butów, ubrań, książek.

           Dziadkowie też nie byli już tak chętni do rozdawania pieniędzy, młodsi bracia Andrzeja dorośli i założyli rodziny, każdy z nich doczekał się już potomstwa.


           Po pięćdziesiątych piątych urodzinach mężczyźnie zamarzył się dłuższy odpoczynek. Zbiegło się to jednak w czasie z chorobą nowotworową Zofii i po trzech miesiącach Andrzej został wdowcem. Artur był już samodzielny, ożenił się i miał córkę Klaudię. Jednak Monika wciąż studiowała i potrzebowała sporo pieniędzy, bo przecież mieszkanie w stolicy kosztuje. Jej ojciec jeździł więc dalej do Niemiec, a całą zarobioną przez niego kwotę otrzymywała właśnie ona.

           Artur nie utrzymywał z ojcem kontaktu, był na niego zły za to, że ignorował jego rodzinę, a pamiętał tylko o jego młodszej siostrze. Panowie pokłócili się i wszelkie próby złagodzenia konfliktu kończyły się fiaskiem.
           Po pięciu latach Andrzej doczekał się wymarzonej emerytury. Miał to szczęście, że pracował legalnie w dość dużych firmach.

           Monika wyszła za mąż, urodziła córkę, która otrzymała imię Lena. Mężczyzna często odwiedzał te dwie panie.


           Kolejne dziesięć lat minęło bardzo szybko. Nadeszły siedemdziesiąte urodziny Andrzeja. I wtedy właśnie mężczyzna zrozumiał, że choć jest już stary, to w swoim życiu tak naprawdę nie osiągnął niczego. Nie nauczył się na własnych błędach. Był okropnym ojcem i dziadkiem dla swojej starszej wnuczki. Dalej żył chwilą, nie miał miejsca na stałe. To tu, to tam. Miejscem najbliższym do określenia dom był dla niego jego stary samochód, którym zjeździł pół Niemiec.

           Możliwe, że właśnie wtedy Andrzej pomyślał o podpisaniu umowy z diabłem. Szatan kusił go już wcześniej, pokazywał go jako młodego, silnego mężczyznę, pożądanego przez kobiety. Bo Andrzej, choć miał rodzinę, to był samotny, niechciany przez nikogo. Nikt go tak naprawdę nie znał, jego dzieci albo go nienawidziły albo traktowały go jako źródło pieniędzy. Starszy pan czasem nie miał siły na to, by wstać z łóżka. Lata ciężkiej pracy zebrały swoje żniwo. Mężczyzna bał się każdego kolejnego dnia. Bo nie był pewien tego, co nastąpi. Każda sekunda mogła być tą ostatnią.

           Wyścig z czasem trwał w najlepsze.

           I właśnie wtedy do akcji wkroczył Diablo...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga