Para dziewiąta - koza
Chronolia
Zegar wiszący na
ścianie tykał tak głośno, że jego dźwięk wwiercał się w zmęczony umysł
Jonathana. Czas na oddanie kolejnej części pracy mijał nieubłaganie, a on
siedział i patrzył w ekran komputera. Nie mógł wykrzesać z siebie ani krztyny
motywacji – był zmęczony pracą, studiami, badaniami i brakiem snu, z którego
musiał regularnie rezygnować na rzecz nauki.
Z marazmu wyrwał go
dźwięk wibracji, wprawiających w lekki ruch telefon leżący na jego biurku.
Tylko na niego spojrzał, a gdy zobaczył, kto dzwoni, wywrócił oczami i w akcie
bezsilności oparł czoło o blat taniego biurka z Ikei. Telefon nie przestawał
wibrować. Jonathan sięgnął po telefon i w końcu odebrał.
— Stevenson, już
myślałem, że umarłeś. — Głos jego
opiekuna naukowego brzmiał na poddenerwowany — Właśnie dostałem wiadomość, że
jeśli nie skończysz tych dwóch artykułów na za tydzień, dziekan zabierze nam
grant. Wtedy wszystkie badania będą stracone.
Jonathan zamarł na
moment i nie wiedział, co ma powiedzieć.
— Tak, wiem,
przepraszam — wymamrotał i poczuł, że serce podchodzi mu do gardła.
— Masz czas do
następnego czwartku. Chcę przeczytać te twoje wypociny, zanim dam je
promotorowi. — Po tych słowach, profesor Smith się rozłączył..
Jonathan wrócił do
tępego wpatrywania się w ekran i migający miarowo wskaźnik tekstu. Mała,
pionowa kreska działała na niego wręcz hipnotyzująco i mimo tego, jak monotonne
było jej pojawianie się i znikanie, z jakiegoś nieznanego Jonathanowi powodu,
nie mógł oderwać od niej wzroku. Dopiero po dłużej chwili przeczesał (już
zdecydowanie zbyt długie) blond włosy i podrapał się po brodzie (też
zdecydowanie wykraczającej swoją długością poza jakiekolwiek granice zdrowego
rozsądku). Czuł ogarniającą go coraz gwałtowniej bezsilność, ale nie mógł
dłużej tak siedzieć. Zbyt wiele zależało od tego, czy zdąży. Nie mógł przecież
dopuścić, aby grant, na który tak pracowali, został im odebrany.
Wszedł na pocztę, w
poszukiwaniu materiałów, które dostał od Tessie kilka dni wcześniej. Postanowił
wziąć się w garść i zrobić to, co musiał, mimo tego, że w jego oczach sytuacja
wydawała się już stracona. W pewnym momencie coś jednak rzuciło mu się w oczy.
Zmarszczył lekko brwi i kliknął nagłówek wiadomości, w którym ktoś pytał, czy
brakuje mu czasu.
Strona, na którą
przeniósł go link z wiadomości, wyglądała wiarygodnie i wzbudzała na tyle
zaufania, że był w stanie uwierzyć, że to, czego dotyczy, jest prawdą. Jako
naukowiec powinien był zdecydowanie poddać wątpliwości to, że coś takiego jak
pastylki na brak czasu istnieje, a nawet jeśli istnieje, raczej działa na
zasadzie placebo.
BRAKUJE CI CZASU NA WSZYSTKO, CO POWINIENEŚ
ZROBIĆ? CHCESZ CZĘŚCIEJ WYCHODZIĆ ZE ZNAJOMYMI A NIE ŚLĘCZEĆ NAD PRACĄ, KTÓRĄ
MIAŁEŚ ZROBIĆ NA WCZORAJ? NASZ PRODUKT JEST DLA CIEBIE! STUPROCENTOWA GWARANCJA
DZIAŁANIA. W PEŁNI BEZPIECZNE I PRZEBADANE PRZEZ KOMISJĘ ZDROWIA.*
*należy używać zgodnie z zaleceniami zawartymi w ulotce.
*należy używać zgodnie z zaleceniami zawartymi w ulotce.
Jonathan w
pierwszym odruchu uniósł lekko kącik ust do góry, bo brzmiało to zbyt pięknie,
aby mogło być prawdziwe. Przeszedł jednak wzrokiem do dalszej części strony,
ponieważ to, co przeczytał, porządnie go zaintrygowało. Odetchnął głęboko i
zaczął czytać dalej.
Chronolia to tabletki dla wszystkich,
którzy walczą z brakiem czasu. Substancje czynne suplementu nie wydłużają
cudownie czasu, lecz wpływają na to, jak postrzega go ludzki mózg. Po zażyciu
jednej tabletki godzina magicznie zmieni się dla Ciebie w cztery i będziesz w
stanie wykonać wszystkie ważne obowiązki w zdecydowanie krótszym czasie, niż
zwykle. Niezapowiedziana wizyta znajomych, a w Twoim mieszkaniu jest bałagan?
Nie napisany esej, a czasu coraz mniej? Chronolia sprawi, że w krótszym czasie
uporasz się z większą ilością zadań, lub po prostu… Dłużej odpoczniesz. Zamów
swoje opakowanie Chronolii już teraz w promocyjnej cenie – nigdzie nie
dostaniesz jej taniej!
Jonathan zdawał
sobie sprawę z tego, że tabletki to zapewne zwykły chwyt marketingowy, a
właściciele korporacji, która je produkuje, liczą na duży przypływ gotówki.
Mężczyzna postanowił przeprowadzić drobne śledztwo. W pierwszej kolejności
przeczytał opinie zadowolonych klientów. Większość z nich nie mogła powiedzieć
złego słowa o specyfiku, który “zmienił ich życie”. Nie starczyło mu to jednak
do podjęcia decyzji. Musiał poczytać też o koncernie, który produkował leki.
Okazało się, że jest to nowa firma, ale całkiem wiarygodna. Postanowił więc, że
sam przekona się o skuteczności tego złotego środka na wszystkie problemy
pierwszego świata, tym bardziej, że gdyby to działało, byłoby dla niego
prawdziwym zbawieniem.
Minęły równo dwa
dni wypełnione ciężką pracą, kiedy paczka w końcu przyszła. Przesyłka kryła w
sobie, dość spory jak na leki, kartonik. Jonathan otworzył go z ciekawością, a
gdy przechylił pudełko, na jego dłoń wypadła ulotka i niebieska, plastikowa
buteleczka. Przyjrzał jej się chwilę w zastanowieniu, po czym przystąpił do
czytania ulotki.
Jedna pastylka na
dobę, o dowolnej porze dnia. Może powodować lekkie zawroty głowy. Nie należy
prowadzić auta i przyjmować w ciąży.
Ulotka ani słowem
nie wspominała o skutkach ubocznych, co nawet go ucieszyło. Z resztą sam nigdy
nie czytał tej części. Gdyby to robił, nie wziąłby do ust żadnych leków. W
końcu przekręcił korek buteleczki i wyjął z niej jedną dawkę. Żelowa tabletka
połyskiwała w słońcu wpadającym z zewnątrz przez odsłonięte okna. Jonathan
połknął ją i popił dużą ilością wody, po czym usiadł do biurka.
Po około piętnastu
minutach poczuł się dość dziwnie. Tak, jakby wszystko, co działo się dookoła
niego, drastycznie zwolniło. Podszedł do okna, aby zobaczyć, czy auta nie jadą
jakoś wolniej. Ku jego zdziwieniu, poruszały się jednak tak, jak zwykle.
Gołębie wciąż sterczały na jego parapecie, oczekując, że wysypie im coś do
jedzenia, a przechodnie wędrowali ulicami, nie zwracając uwagi na to, co ich
otacza. On jednak czuł się tak, jak podczas jednego z wielu nudnych wykładów.
Jakby czas nienaturalnie rozciągnął się w jego postrzeganiu do granic
możliwości. Miał wrażenie, że to wszystko trwało jakieś dziesięć minut, jednak
gdy spojrzał na zegarek wiszący w kuchni, zorientował się, że nie minęła nawet
minuta od momentu, kiedy wstał od biurka.
Jonathan zaczął
pracować i w końcu pisał tak szybko, że aż się kurzyło. Klawisze pod jego
palcami niemal płonęły, a niedługo potem dokończył w końcu to wszystko, z czym
męczył się przez ostatnie dwa tygodnie. Opadł na krzesło i odetchnął głęboko,
po czym ziewnął długo i przeciągnął się, dumny z siebie. W ciągu godziny udało
mu się zamknąć jeden z artykułów i odnaleźć materiały potrzebne do napisania
drugiego. Czuł jednak, że tabletka powoli przestawała działać, a tykanie zegara
w końcu dotarło do jego uszu, bo do tej pory był tak skupiony, że nawet nie
zwracał na niego uwagi.
Mijały
kolejne dni, a on w końcu miał na tyle dużo czasu, aby pracować, cieszyć się
czasem wolnym, wysypiać się i spotykać z Tessie, za którą niesamowicie się
stęsknił. W końcu znalazł rozwiązanie, którego tak długo szukał. Jonathan
zachłysnął się jednak możliwościami, które znajdowały się w zasięgu ręki.
Zaczął na siebie brać zbyt wiele i jedna tabletka na dobę już mu nie starczała.
Czuł też, że jego ciało przyzwyczaiło się do tej dawki, przez co Chronolia
działała słabiej, niż na początku.
Jonathan
siedział przy biurku, wpatrując się w niewielką buteleczkę. Teoretycznie mógł
wziąć jeszcze jedną dawkę. W końcu w ulotce nie było mowy o żadnych skutkach
ubocznych. Jednocześnie czuł, że skoro dawka jest tak ściśle określona, a lek
ma tak duży wpływ na równowagę chemiczną mózgu, nie powinien ryzykować. Kusiło
go jednak poczucie władzy, którą miał nad czasem i sobą za po pierwszej dawce.
Wysypał na blat biurka dwie tabletki i odetchnął głęboko. Był już blisko
podjęcia decyzji, ale dla czystego sumienia postanowił poszukać jakichś
informacji w internecie.
Po
jakimś czasie i przejrzeniu kilkunastu wyników wyszukiwania, nie znalazł nic.
Nikt nie skarżył się na to, że miał biegunkę, depresję albo halucynacje. Albo
koncern dbał o to, aby nikt się nie wysypał z tym, co mu dolega, albo
faktycznie skutków ubocznych nie było. Jonathan wolał wierzyć w tę drugą
okoliczność.
—
Raz się żyje — mruknął do siebie pod nosem i nie myśląc już dłużej, połknął
obie tabletki na raz.
Niedługo
potem, znowu poczuł się jak król życia. Mógł wszystko, bo na wszystko miał
czas. Dawka leku którą przyjmował rosła i rosła z każdym tygodniem. W końcu im
więcej zadań tym potrzeba więcej czasu. Praca sama by się nie napisała, a poza
tym tak bardzo chciał, aby między nim a Tess było jak dawniej – spokojnie i
beztrosko.
—
Jesteś ostatnio jakiś dziwny. — Tessie patrzyła na niego zaniepokojona,
przytulając się do Jonathana, który w końcu znalazł dla niej chwilę.
—
Nie, no co Ty. Wszystko jest ok — powiedział wesoło i wrócił do gotowania
obiadu.
Wszystko
robił szybko, jakby ktoś go gonił. Tessie była zaniepokojona jego stanem, bo
nigdy taki nie był. Nigdy się nie spieszył, zwykle wykonywał każdą czynność
leniwie i z zastanowieniem. A teraz o mały włos nie spalił ścierki.
—
Uważaj, chcesz wszystko puścić z dymem? — zapytała, rzucając się w stronę
zlewu, aby ugasić mały pożar. — Jesteś przepracowany. Za dużo bierzesz na
siebie. Bardzo się martwię — powiedziała, nie odrywając od niego wzroku.
Jonathan
nic nie odpowiedział. Jakby się wyłączył. Patrzył tępo przez okno, a wyraz jego
twarzy gwałtownie się zmienił. Wyraźnie się czegoś przestraszył.
Od jakiegoś czasu
miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, a teraz zobaczył swojego stalkera na
własne oczy. Mężczyzna, ubrany w czarną bluzę, z kapturem na głowie, wpatrywał
się w niego tak, jakby wiedział o nim wszystko. Jonathan zasłonił okno i
popatrzył na swoją dziewczynę.
—
Czy ty mi powiesz, co tu się dzieje? — zapytała, już wyraźnie poddenerwowana,
bo nie rozumiała całej tej sytuacji. — Czy ty coś ćpasz? — rzuciła w końcu,
łapiąc się pod boki.
—
Nie, nic nie biorę, wszystko ok — skłamał i odetchnął głęboko, uśmiechając się
szeroko — po prostu robi się już ciemno, a po co wszyscy mają widzieć, co
robimy? — zapytał, jak gdyby nigdy nic i mrugnął do Tessie, która uśmiechnęła
się lekko.
Tak
naprawdę nic nie było ok. Jego organizm potrzebował coraz większych dawek.
Kolejne dwie paczki były już w drodze, a on brał już nawet pięć tabletek na
dobę. Inaczej nie potrafił już poradzić sobie z tym, jak szybko płynął czas i
jak trudno było mu zrobić cokolwiek. Czuł, że jego dłonie drżą coraz
bardziej. W nocy nie mógł spać, przez
dręczące go koszmary i ciągłe poczucie, że ktoś go obserwuje. Miał wrażenie, że
ktoś stoi za oknem, mimo że mieszkał na drugim piętrze. Kiedy nie robił nic,
widział rzeczy, których nie było. Mózg płatał mu figle, a on nie umiał już
sobie z tym poradzić. Kiedy nie brał, było tylko jeszcze gorzej…
—
Jonathan… Powiedz mi, co się dzieje… — Tessie nie dawała mu spokoju.
Powoli
miał jej dosyć. Ciągłych pytań, zmartwień i kłótni.
—
Nic się nie dzieje, do cholery jasnej! — ryknął w końcu, a dziewczyna aż się od
niego odsunęła. Jego głos odbijał się od kamiennych ścian budynku uczelni,
niosąc się po korytarzach.
Pierwszy
raz, od kiedy się poznali, zobaczył w jej oczach lęk. Jej drobna twarzyczka
zdradzała w tej chwili tak ogromne przerażenie, że jemu samemu zrobiło się
przykro. Poczuł, jak do oczu napływają mu wielkie łzy bezsilności, których nie
był w stanie powstrzymać.
—
Wszystko się dzieje… Tess, jestem wariatem… Jestem pieprzonym ćpunem i
wariatem… — jęknął bezsilnie, chowając twarz w dłoniach.
Ludzie,
którzy przemieszczali się z jednej sali do drugiej, przyglądali się im, jakby
byli jakąś dziwaczną atrakcją.
—
Chodź, to nie jest miejsce na rozmowy… — wyszeptała i złapała go za rękę,
niemal siłą wyciągając go z budynku.
Jonathan
pokiwał głową i poszedł za nią, przecierając twarz i próbując złapać oddech.
Kiedy byli na zewnątrz, rozejrzał się dookoła. Czuł na sobie spojrzenia miliona
ludzi, mimo że nikogo nie było w pobliżu. A może ktoś był i czekał na to, aby
zabić jego i Tessie? Nie wybaczyłby sobie, gdyby przez głupie tabletki coś jej
się stało.
—
Tess, nie, oni patrzą… Oni wszystko wiedzą… — powiedział szeptem Jonathan,
trzymając się jej najbliżej, jak tylko mógł.
Na
wszelki wypadek, gdyby musiał zasłonić ją własną piersią.
—
Przerażasz mnie… — odparła tylko i przełknęła głośniej ślinę, ciągnąc go ciągle
do swojego mieszkania. Nie była w stanie zostawić Jonathana, nawet mimo lęku,
który w niej wzbudzał.
Jonathan
zatrzymał się w pewnym momencie i napiął wszystkie mięśnie, chowając ją za
sobą. Niedaleko, za jednym z aut stojących na parkingu ujrzał dwóch
zamaskowanych mężczyzn, którzy wwiercali się w niego wzrokiem. Czuł ich
lodowate spojrzenia na całym sobie. Nie mógł dopuścić, żeby się do nich
zbliżyli. Kiedy zaczęli iść w ich stronę, Jonathan złapał Tess za rękę i rzucił
się biegiem w przeciwnym kierunku. Dziewczyna kompletnie nie wiedziała, co się dzieje.
Wbiegli na przejście dla pieszych na czerwonym świetle. Nie zdążyła mu się
wyrwać…
Komentarze
Prześlij komentarz