Para druga - Reksio
Ślepiec
Jedynym
źródłem światła w pomieszczeniu był ordynarny neon, przedstawiający
transseksualną kobietę ze wszystkowidzącym okiem. Przypomnienie.
— A więc tak to wygląda — powiedział
lekko zaskoczony mężczyzna, rozglądając się ciekawie po pokoju. Fioletowy,
rozproszony poblask nadawał nierównościom w ceglanej ścianie upiornego wyglądu.
Od czasu do czasu czerwony błysk rzucał dodatkowe światło i wydłużał cienie,
sprawiając, że powierzchnie wydawały się przemieszczać dookoła niego jakby
tkwił we wnętrzu gigantycznego bączka.
Drzwi,
zamaskowane w cegłówkach, otworzyły się nagle. Z ciemności wkroczyła do
półmroków postać o fizyczności kobiety, ale nie potrafił jednak odgadnąć, jaką
płeć prezentowała umysłem, osobowością i zachowaniem. Wolał więc nie zgadywać,
uśmiechnął się tylko uprzejmie, czekając, aż wyda mu polecenie.
Wskazała
palcem przestrzeń pośrodku pokoju. Podążył posłusznie wzrokiem, przez moment
zastanawiając się, co mu umyka, lecz krótki wybuch czerwieni zdradził kształt
krzesła i stołu. Macając w cieniach niczym ślepiec, chwycił za krawędź
sztucznego drewna i usiadł, składając ostrożnie dłonie na biurku.
Zdawało
mu się, że wszystko jest fałszywe i każdy element pokoju może nagle się
rozpłynąć.
Kobieta
pociągnęła za jakiś obiekt zawieszony w przestrzeni, samotna, ostra jarzeniówka
błysnęła ostro i rozświetliła cały pokój nieskazitelną bielą. Wystające ze
ściany niewyszlifowane, połamane cegłówki straciły drapieżny wygląd,
przypominając teraz rząd połamanych zębów.
— Rzućmy trochę światła na twoją
sprawę — powiedziała, siadając naprzeciwko.
Wyglądem
przypominała jedną z tych suicide girls,
które widywał czasem na ulicy. Jej ciało było bardziej płótnem prezentującym
styl życia, historię, wspomnienia, pozycję społeczną, z góry do dołu pokryte
modyfikacjami, tatuażami i rysunkami. Chciałby ją obejrzeć nago, ale nie po to,
by nakarmić wewnętrzną erotykę, lecz by zaspokoić potrzebę dobrej lektury.
Była
jak stroboskop rzucony w ciemność. Neon na ścianie wydawał się w tej chwili
dziwnie żałosny.
Spojrzał
na nią pytająco, a ona bez pudła odszyfrowała ukryte w oczach pytanie.
— Jestem cis — rzekła, uśmiechając
się. — Bez obaw.
— Miło to słyszeć.
Rzuciła
na stół grubą teczkę z rządowymi oznaczeniami.
Czuł
się jak przed pierwszym spotkaniem z krytykiem artystycznym. Imię i nazwisko na
teczce przywodziły mu na myśl podpis pod dziełem.
Haroon Kruger
Sprawa 17/X/2192
Z teczki wysypało się trochę kartek.
Tutaj również był pewien, że był to zamierzony efekt. Chwycił jedną z nich,
napawając się realizmem ukrytym w teksturze czeskiego papieru. Nie zwracał
uwagę na słowa, nie miały znaczenia.
— W cyfrowym świecie największą
wartość ma to, czego nie możesz zhakować — zacytował kogoś, lecz nie mógł sobie
przypomnieć kogo. — Czy może to bardziej symbolizm?
Zapaliła
papierosa, położyła nogi na biurko. Miała trampki zrobione w stylu memphis.
Tylko industrialne, metaliczne końcówki rozpraszały jego uwagę. Odruchowo
wyciągnął dłonie, chcąc je zerwać i sprawić, by buty wyglądały na jednolite
stylistycznie, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
— Wybacz, trudno powstrzymać stare
odruchy — rzekł, z trudem składając ręce z powrotem na blacie. Nie mógł oderwać
wzroku od tych industrialnych wykończeń. — Poznam twoje imię?
— Haruki Eco — przedstawiła, a jej
głos rozbrzmiewał w jego głowie estetyką kwitnących wiśni i vaporwave. Nic
dziwnego, że wybrała te cholerne trampki. Musiała lubić hybrydy.
— Jakieś pokrewieństwo z Umberto?
— Nie.
— Szkoda.
— Zapewne. Ty tutaj jesteś artystą.
— A ty krytykiem?
— Detektyw Haruki Eco — rzekła
dobitnie, zaciągając się. — Wydział morderstw cielesnych. Chociaż kończyłam
historię sztuki.
— O — powiedział, przesadnie składając
usta w okrąg. — Czyli znasz wszystkie sposoby na stworzenie byle czego
standardowymi metodami?
Uśmiechnęła
się, szczerze rozbawiona. Zauważył, że przefarbowała tkankę kostną na delikatny
odcień błękitu, co odbijało się na zębach.
— Tak. Możesz powiedzieć, że nie znam
się na prawdziwej sztuce.
— Nikt nie rozumie dobrej sztuki.
Posłała
mu spojrzenie, które posyła się pieprzącemu głupoty dziecku.
— Ten tekst umarł wiek temu. Razem z niezbadane są ścieżki pana i karma wraca. Jest tak wyświechtany, że
nie podtarłabym sobie nim dupy, bo pewnie byłaby brudniejsza.
— Elokwentna metafora — wyłamał sobie
palce, wiercąc się na krześle. Wyraźnie przeszkadzała mu estetyka pokoju. I te
industrialno-memphisowe trampki. — Trochę brudna.
— No tak — westchnęła w sposób, który
sugerował, że wstępna gadka się skończyła. — Wolisz estetycznie zmasakrowane
zwłoki.
Teraz
to on się uśmiechnął, lecz po napięciu mięśni na jego policzku wiedziała, że
był to uśmiech maskujący pierwszą reakcję — irytację. Podwinął rękawy koszuli,
przez moment przyglądając się cybernetycznym elementom wkomponowanym w mięśnie.
Zauważyła, że były ułożone w określone okręgi, niczym tarcza Achillesa,
brakowało tylko rycin przedstawiających życie starożytnych Greków.
Podejrzewała, że ukrył je pod ultrafioletem. Najwyraźniej go to uspokajało.
— Tak — przyznał w końcu. — Wolę
zwłoki.
— Wiesz, to twoja szansa, by nadać jej
tytuł, zanim to zrobi jakiś copywriter. Przekażę ją dalej, tam, na zewnątrz. —
Wskazała ruchem głowy na wkomponowane w cegły drzwi.
— Łabędzi
śpiew?
— Oklepane.
— Racja — zgodził się. — Nie wiem.
Może wymyślę coś w trakcie naszej rozmowy. — Rozpiął guzik, rozluźnił się. —
Zaczynamy?
Skinęła
głową i w milczeniu otworzyła teczkę. Żadne z nich nie spojrzało na zawartość,
chociaż cyfrowe ekrany wyskoczyły z niej i otoczyły ich z każdej strony.
Przedstawiały różne fazy Aktu i jego wykończenia, lecz celowo omijał je
wzrokiem. Dzieło Haroona pozostało nieukończone i nie chciał przyglądać się
temu, jak je zostawił.
— Czemu transseksualiści?
— By zrozumieć. — Wzruszył ramionami,
jakby stwierdzał oczywistość. — Ty i ja jesteśmy tacy sami wewnątrz jak i na
zewnątrz, to jaki jest sens odkrywać to, co się kryje w środku?
— Wiesz, że trans, cis, homo,
ktokolwiek, to dalej flaki i kości, i krew?
— Płytkie pojmowanie tematu. —
Skrzywił się wyraźnie. — Nie to chciałem osiągnąć.
— A co chciałeś zrobić? Uwolnić tych
ludzi z ich niewygodnych ciał?
— Nie — zamyślił się, odpływając we
wspomnienia. — Chciałem zobaczyć ich duszę.
***
Pierwszej
kobiecie rozłupał czaszkę. Młotek z trzaskiem przebił się przez twardą skorupę
i zapadł w miękkim, wytrysk krwi nie był jednak tak spektakularny, jak się
spodziewał. Pamiętał, że ofiara należała do panseksualnych.
Pamiętał,
że nie potrafił tego zrozumieć. Po kilkunastu minutach uderzenia, rozłupywania,
odrywania i walenia młotkiem trzymał w dłoniach na wpół zmiażdżoną papkę, która
niczym się nie różniła od cis-mózgu. Taka sama, ten sam narząd i żadnej
różnicy.
Ani
duszy. Pokroił organ, by zobaczyć, czy coś kryje się w środku, szukał tej
sztuczki, która pozwalała innym wyrzec się swojego ciała, przeinterpretować je,
sprawić, że byli tym, kim chcieli być albo wiedzieli, kim chcą się stać.
Siedział
tam, patrząc na to, co zostało z mózgu i zastanawiał się, gdzie popełnia błąd,
czego nie widzi, czego nie rozumie.
Czemu
jemu natura odmówiła tego daru elastyczności i uczyniła go zwykłym cisem?
***
Haruki
zaciągnęła się, mrużąc z zainteresowaniem oczy. Dopiero teraz dojrzał, że górne
powieki wymieniła na cybernetyczny odpowiednik ekranowy. Mogła śnić i widzieć
swój sen. Zazdrościł jej.
— Nie wpadłeś na to, że dusza i całe
to mistyczne pierdolenie, może istnieć w innym wymiarze? Być niedostrzegalne
ludzkim okiem?
— Proszę cię — cmoknął z pogardą. —
Śmierdzisz historią sztuki i standardowymi modelami postrzegania. Wszystko jest
widzialne — spojrzał wymownie na jej tatuaże — jesteśmy chodzącymi
autoportretami. Nasze twarze to lustro do wewnątrz. Ciała to tylko płótna,
które zamalujemy. Umysły to czyste karty, które zapisujemy. Ale to dalej
widoczne — machnął ręką dookoła, ogarniając cały pokój — jak sama widzisz —
dokończył z gniewnym warknięciem.
— Widzę — przyznała mu rację. — Skąd
jednak pomysł, że potrafisz zwizualizować duszę?
— Dusza jest jak foton — uśmiechnął
się. — Jeden jest niewidzialny. Ale połącz je ze sobą, a masz…
— Światło — rzekła ze zrozumieniem,
patrząc na jarzeniówkę.
***
Pamiętał,
że drugi był mężczyzna. Pamiętał, że spojrzał na niego w sposób, który
rozpoznał, wspomnienie wypłynęło na powierzchnię umysłu i odbiło się echem w
układzie nerwowym.
Patrzył
na niego tak, jak patrzyli braciosiostry. Matkoojcowie. Czasem zmieniali się
rolami, ale zawsze w ich oczach widział jedynie rozczarowanie i niezrozumienie.
Czarna owca Krugerów, Haroon.
Cis.
— Nie jestem psychopatą — rzekł
przepraszająco, trzymając rozdzielacz fotonowy w dłoni. — Nawet nie jestem
socjopatą. — Wzruszył ramionami, jakby próbował odgonić wątpliwości. — Nie
robię tego z przyjemnością, nie uważam tego za naturalne, widzę, że łamię
prawo, moralność i etykę — wyjaśniał, patrząc na swoją ofiarę i licząc na to,
że zrozumie i mu wybaczy. — Ale muszę wiedzieć. Skąd wynika ta płynność w twoim
mózgu? Jak możesz przełączać się, ot tak? — Uruchomił rozdzielacz, mężczyzna
jęknął zawodząco, widząc, jak spod skóry wypełza cały układ nerwowy. — Jestem
artystą. Muszę zrozumieć. Zobaczyć duszę.
***
Ekran
odgrodził ich od siebie, ale przesunęła go gdzieś na bok.
— Wielu ludzi na zewnątrz uważa cię za
pierdolniętego — skomentowała, patrząc na sprawę fluidgenderowca — ale z
drugiej strony, krzywo patrzą też na mnie. Wiesz — wykrzywiła się kpiąco — po
co być cisem, skoro można mieć wybór?
— A czy bycie cisem to nie jest
kwestia wyboru?
— A owszem. — Zaciągnęła się,
pogładziła tatuaż na przedramieniu. — Złego wyboru. Więc — wskazała na zdjęcia
z miejsca zbrodni — w układzie nerwowym niet?
— Niet — przyznał. — Aczkolwiek
fraktale piękne.
— Domyślam się. Właściwie w ilu
miejscach sprawdziłeś?
— Mózg i jego wnętrze, wnętrze
czaszki, serce, układ nerwowy, układ krwionośny, skóra, gałki oczne…
— Gałki oczne?
— Tak — przytaknął, nieco zawstydzony.
— Wiesz. Oczy są zwierciadłem duszy. Zaczynałem być zdesperowany.
***
Stał
nad queerem, zastanawiając się, czy rzeczywiście w końcu znajdzie odpowiedź.
Łyżeczka do wyciągania oczu klekotała znacząco w dłoni. Obejrzał się, jakby dla
pewności, że nie ma już wyboru. Krew zdawała się ściekać praktycznie wszędzie,
rozłożony układ nerwowy spoczywał w kącie pokoju niczym zdjęta pajęczyna, po
drugiej stronie układ krwionośny gnił i umierał w męczarniach, wypuszczając
ostatnie soki. Gdzieś po podłodze walał się mózg, widział rozłupane kawałki czaszki rozsypane
niczym puzzle. Leżące pomiędzy tym trupy wylewały z siebie wnętrzności, a
wszystkie wyglądały tak samo.
— Na czym polega różnica? Wasza krew
nie jest kolorowa. Wasze umysły nie są płynne. Wasze ciała to również kości —
jakby dla potwierdzenia, chwycił palec queera i złamał go w pół — więc czemu
stać was na więcej? Czemu wam się należy ta wolność?
Widział
odpowiedź w oczach. Zatopił łyżeczkę w oczodole.
***
Coś
przyszło mu do głowy.
— Wiesz, to było dziwnie naturalne —
podzielił się odkryciem. — Zabijanie. Naturalniejsze od uprzejmości, od
dyplomacji, powstrzymania agresji.
— Pierwotne — dodała Haruki. —
Formalnie nie wytrzebimy z siebie instynktu. Zabijanie jest instynktowne.
— A jednak całe życie uczymy się, jak
nie robić rzeczy, które mamy we krwi. Czy to nie stoi, że tak zapytam, w
niezgodzie z założeniami transpłciowych? Być sobą? Być wierny temu, co jest w
głowie, w duchu, w umyśle?
— Nie sądzę, by ich założenia opierały
się na krzywdzeniu innych ludzi, Haroon.
— Też nie sądzę. Ale jestem artystą.
Lubię absoluty i ekstrema. To ty jesteś krytykiem.
— I co, udało mi się sprowadzić cię na
ziemię?
Parsknął.
— Nie, dziękuję, polatam.
— Jak na moje, to upadłeś — rzekła
znacząco, przewijając mu przed oczami ostatnią scenę Aktu. — Pewnie chciałbyś
wiedzieć, jak to się wydarzyło.
Na moment zmienił
się niczym miraż, wpatrując się w holożelową projekcję. Jego twarz wyrażała
więcej emocji w tym jednym ułamku sekundy niż Haruki kiedykolwiek czuła. I może
to właśnie była różnica między nimi.
Może
on czuł mocniej. Może nie lubił kompromisów. Może dlatego musiał zrozumieć.
Żałoba.
Smutek.
Rozczarowanie.
Strach.
Ciekawość.
Ulga.
Przechodził
przez te emocje tak płynnie, jakby miał wewnątrz siebie pstryczki
odpowiedzialne za każdą z nich.
— Pokaż mi.
***
Dostrzegł
to dopiero w momencie, kiedy po rozebraniu oka na części nie znalazł nic.
Wpatrywał się w maź na swojej dłoni czując, jak coś w nim wzbiera, kotłuje się,
wywraca gorącą lawę na wnętrzności. Krzyknął, cisnął resztą oka gdzieś w eter,
krzyknął drugi raz, trzeci, głośniej, mocniej, aż płuca zaczęły boleć.
I
wtedy to ujrzał. Odpowiedź leżała przed nim cały czas.
Lustro.
Różnica była boleśnie widoczna — on szary, bezpłciowy, zrobiony z bladej skóry
i wyciosany w klasycznych metalach, uzewnętrzniony tylko w swoich dziełach.
Oni
nosili siebie. Nie znalazł nic
wewnątrz nich, bo wszystko nosili na wierzchu. Blizny, emocje, wspomnienia i
nadzieje, po prostu nie był w stanie ich dostrzec. To wszystko było na rzut
okiem, tylko on pozostawał ślepy.
Spojrzał
na swoje ramię, na którym pod ultrafioletem zapisana została tarcza Achillesa.
Był
jak ślepy. To nie z nimi było coś innego, tylko z nim.
Fotony
złączyły się w powietrzu, kiedy padło na niego światło zrozumienia. Reflektor
przebił się przez szklany sufit, a donośny, wzmocniony głos rozdarł ciszę,
która runęła na jego umysł olśnieniem.
— Hakoonie Kruger, stój, gdzie stoisz!
Mówi detektyw Haruki Eco, MPD, wydział morderstw cielesnych. Jesteś
aresztowany!
Ale
on już zrozumiał. Nie pozostało nic innego.
***
Haruki
wpatrywała się w niego ze współczuciem, kiedy trawił wieści.
— Więc zginąłem od strzału
snajperskiego — wymamrotał rozczarowany. — Cóż, można powiedzieć, że zabił mnie
artysta w swoim fachu.
— Można tak powiedzieć — pocieszyła
go. — Jest najlepszym z najlepszych.
Pozwoliła
mu przez chwilę napawać się widokiem własnego ciała z dziurą w klatce
piersiowej.
— Ślepiec
— powiedział w końcu.
— Słucham? — Haruki zgasiła papierosa.
Projekcja rozpłynęła się w powietrzu nim popiół zdążył dotknąć podłogi.
— Moje dzieło. Chcę, by nazywało się Ślepiec.
Skinęła
głową.
— Lepiej. Przekażę na zewnątrz.
— Co mnie teraz czeka? — zapytał,
rozglądając się z nowym zainteresowaniem po pokoju, jakby zobaczył go po raz
pierwszy. Najwyraźniej oceniał, jak wygląda jego wyobrażenie pośmiertności.
— Podałeś swoje motywy, twój mózg zostanie
przekazany do badań, a w międzyczasie dziennikarze pewnie będą dobijać się do
ciebie z wywiadami — podsumowała Haruki, zbierając ekrany z powrotem do teczki.
Szykowała się do wyjścia z wirtualnego świata.
— Więcej zainteresowania mam jako
martwy niż żywy.
— Wszyscy martwi dostają więcej
zainteresowania niż żywi — sprostowała, podając mu rękę na pożegnanie. — Miło
było cię poznać, Hakoonie.
Uśmiechnął
się uprzejmie.
— Zrób mi przysługę — rzucił całkiem
poważnie. — I zerwij te końcówki z trampek.
Ale
suicide girl zniknęła już w połowie
zdania. A kiedy tylko mrugnął, zobaczył przed sobą trampki wykonane w stylu
memphis z industrialnymi końcówkami.
Neon
na ścianie zgasł.
Komentarze
Prześlij komentarz